Dzisiaj już nie ma tych dawnych, sprzed wielu lat, barwnie haftowanych chusteczek, którymi chwaliliśmy się wśród rówieśników. W zamian są obecnie, zafoliowane i jednorazowego użytku — te higieniczne, służące tylko jednemu celowi.
A dawniej, z barwnego, drukowanego płótna, często ozdobione wyhaftowanymi przekazami dla upatrzonej sympatii — tak, na pamiątkę — w dobrym tonie było podarować ją komuś. Już trochę starsi dbaliśmy o nie, gotowi wesprzeć chusteczką proszącą o nią swoją dziewczynę. Kawaler bez chusteczki? Ale i tacy bywali.
W roku 1980 miałem okazję na krótki, świąteczno-noworoczny wypad, jeszcze w dawnym ZSRR, do Leningradu. Przed powrotem do Polski, podczas pożegnania, rodzina, u której przebywałem na ich zaproszenie, podarowała mi — pradawnym wschodnim obyczajem — barwnie wyhaftowaną chusteczkę. Tak, na wieczną pamiątkę o nich. Już się nie spotkaliśmy, ale chusteczkę zachowałem do dzisiaj.
Chusteczki, chusty, nałęczki — często w przeszłości miały ogromne znaczenie dla naszych przodków. W filmie „Krzyżacy” Aleksandra Forda Danuśka Jurandówna, narzucając na Zbyszka z Bogdańca nałęczkę, uratowała go od kata. Dawniej dziewczyna, żegnając swojego chłopca idącego na wojenkę, obdarowywała go chusteczką wyhaftowaną przez siebie.
Dzisiaj takich chusteczek od dawna już nie ma, a te w obecnym zestawie — po 10 sztuk — mogą się przydać jedynie jako higieniczne. Chociaż, gdy dziewczyna o nie poprosi, trzeba i tu być przygotowanym.
Nastała jesień — i to Ona jest inspiratorką moich, o chusteczkach wspomnieniem.
PS. Zachowane chusteczki z lat 80. XX wieku.
Foto i tekst Ryszard Borysiewicz