Piaskownica ta, dobre 60 lat temu, była jednym z nielicznych stałych miejsc zabaw dla dzieci. Poza nią sami organizowaliśmy sobie czas wolny od nauki – głównie na placu obok kina „Młoda Gwardia”. Graliśmy w palanta, klipę koło sądu, w ściankę, klasy czy w wyścigi z obręczami rowerowych kół wokół kina. Organizowaliśmy też wyścigi z haczykiem i fajerką, podkradzioną z kuchni bez wiedzy rodziców. Była jeszcze krytka-mrytka, gra w gumę, kapsle zbierane przy kiosku pani Torzewskiej, podchody, zabawa w berka, strzelanie z procy do butelek, „raz, dwa, trzy, baba jaga patrzy”, cymbergaj i wiele innych wspaniałych rozrywek, które dziś, po latach, powracają we wspomnieniach dorosłych już mieszkańców Kolskiej Wyspy.
Trudno w to dziś uwierzyć, ale dla nas, dzieci sprzed sześciu dekad, gra w piłkę – najczęściej w szmaciankę – była niezwykłym przeżyciem. Prawdziwa piłka, taka jaką znamy dziś, pozostawała wtedy jedynie w sferze marzeń.
Wracając do samej piaskownicy – dzieci uwiecznione na zdjęciach musiały mieszkać w jej sąsiedztwie. Pamiętam dobrze, że „obce dzieciaki” rzadko były akceptowane w naszym rejonie – liczyli się tylko „swoi”.
Jeśli ktoś z Państwa rozpozna dzieci przedstawione na fotografiach, proszę o komentarz lub kontakt telefoniczny: 691 358 576.
Na zakończenie pragnę podziękować Alicji Szymczyk za pomoc w zredagowaniu tego felietonu.