Strona ta wykorzystuje cookies 🍪 W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Prywatności".
tel. 63 27 20 810 lub 63 26 27 503  um@kolo.pl  |  2 Lipca 2025 r. Imieniny: Jagody i Marii

Zdun z dziada pradziada... spacerkiem po dawnym Kole

Dodane: 30 Czerwiec 2025  07:35:39   Opublikował: Piotr Kapalski
Na zdjęciu widać zduna podczas pracy przy zielonym piecu kaflowym – mężczyzna sprawdza lub montuje górną część konstrukcji z ozdobnych kafli.
Z moich chłopięcych lat (lata 50.–60. XX w.) wspominam majstrów zawodów niemal w 100% już wymarłych – dziś obcych, nieznanych obecnemu pokoleniu. Pamiętam z kolskiej Starówki czapników, m.in. Mariana Prądzyńskiego i Kaźmierskiego z placu PZPR, krawców: Jabłońskiego z placu PZPR oraz Siutę z ul. Grodzkiej, bednarza Rode z ul. Berka Joselewicza, a także piekarzy: Józefa Ciesiołkiewicza, Władysława Biskupskiego, Marka Paćko z placu PZPR i Jana Moksa z ul. Asnyka.

Był też węglarz Czesław Lewandowski z ul. Ogrodowej, dorożkarze: Antoni Jaworski z ul. Żelaznej, Zygmunt Nowakowski z placu Bohaterów Stalingradu oraz Kazimierz Dynkowski z ul. Ogrodowej. Nie sposób nie wspomnieć fryzjera Czesława Szmagaja z placu Bohaterów Stalingradu, szewców – braci Torzewskich: jednego z ul. Krótkiej, drugiego z placu Bohaterów Stalingradu, a także Wypióra z ul. Wschodniej i Zbigniewa Matuszewskiego z ul. Grodzkiej.

Pamiętam także miejskich nosiwodów, którzy na zamówienie donosili wodę z miejskich pomp pod wskazany adres, kamieniarza Mieczysława Jancego z ul. Sejmikowej oraz brukarską ekipę Jana Sikorskiego i braci Wojewodów z placu PZPR, którzy naprawiali staromiejskie ulice wyłożone kocimi łbami.

Dziś wspomnę jeszcze o zawodzie nie całkiem wymarłym, a być może przeżywającym swój renesans – zdunie.

Jednym z nich na kolskiej Starówce był Marian Zdybicki, rocznik 1949. Dawniej mieszkał przy ul. Okólnej, później przy Starym Rynku 27, następnie na ul. Asnyka 12, a od 1989 roku – przy ul. Żelaznej 13. A więc – jak sam z dumą mówi – „Stary Wyspiarz”, bo jego rodzina od ponad 120 lat zajmowała się stawianiem i naprawą pieców kaflowych.

Już pod koniec XIX wieku mój dziadek, Kazimierz Zdybicki (ur. 1880), jako młody chłopak odbywał praktykę u kołskiego zduna Józefa Waszkiewicza. Ten nie tylko stawiał piece, ale również produkował kafle do pieców. W 1912 roku, jeszcze za cara Mikołaja II, Kazimierz uzyskał list majstrowski. Jego syn, Władysław – ojciec pana Mariana – urodzony w 1912 roku, zdobył dyplom czeladniczy 26 lutego 1937 r., a 8 stycznia 1966 r. został mistrzem.

To taka krótka historia przodków.

Ja sam, mając 19 lat, zostałem – za namową ojca Władysława – także zdunem i już 4 grudnia 1968 r. uzyskałem dyplom czeladnika. Tytuł mistrzowski zdobyłem 4 czerwca 1974 r. Warto też wspomnieć o bracie dziadka Kazimierza – Wacławie Zdybickim, również mistrzu zduńskim z kolskiej Starówki, jeszcze sprzed I wojny światowej. Zachował się jego dyplom z 11 listopada 1918 r.

Praktykę w zawodzie rozpocząłem mając 16 lat – pod okiem ojca. Dzięki niemu zdobyłem fach, który stał się moim życiem. Nabierałem wprawy i doświadczenia. Za czasów dyrektora MPGK w Kole, Jana Zawieruchy, w samym tylko 1976 roku postawiłem 52 piece kaflowe. Rocznie udawało się zbudować około 50 pieców. Dobrze pamiętam też zduna Kazimierza Starostę z ul. Krętej – do dziś chwalę sobie współpracę z nim przy budowie i remontach pieców.

Pracy wtedy było mnóstwo – tyle, że nie sposób było wszystkiego ogarnąć. Piece kaflowe były w szkołach, szpitalach, przedszkolach, a przede wszystkim w domach prywatnych. Co roku dodatkowo zajmowaliśmy się czyszczeniem pieców z sadzy. Relacje z ludźmi układały się dobrze – była wtedy taka zasada wśród rzemieślników: dogadać się z każdym. Żyło się wtedy wolniej, spokojniej.

Na koniec muszę wspomnieć o mojej żonie Barbarze – dziękuję jej za wsparcie w tamtych latach...

PS. Dziękuję panu Marianowi Zdybickiemu za ciekawą opowieść o zawodzie zduna, o swoich przodkach i za udostępnienie rodzinnych dokumentów.

Foto: archiwalne zdjęcia Mariana Zdybickiego – przy swoich piecach kaflowych z około 2005 roku.

Inne dokumenty: rodzinne archiwalia Mariana Zdybickiego.

Tekst opracował: Ryszard Borysiewicz

GALERIA ZDJĘĆ

Blog Burmistrza
Miasta Koła

Kalendarium wydarzeń

Strona stworzona przez F&A MEDIA