Do wspomnień o Kolskiej Wąskotorówce – popularnie zwanej „Ciuchcią” – zainspirowały mnie stare zdjęcia z lat 60. XX wieku, przedstawiające jej stacyjkę przy ul. Przesmyk w Kole. Od dawna już nieistniejącą – a nawet „od bardzo dawna”. Wielu z nas, mieszkańców Koła, pamięta jednak budynek stacji wyładunkowo-przeładunkowej, zlikwidowany wraz z torowiskiem w 2013 roku, sąsiadujący z Kolskim Dworcem PKP, który powstał w 1967 roku. Pierwszym zawiadowcą stacji był Tomasz Domański.
W latach 90. poznałem także szefa „Sompolińskiej Ciuchci” – Tomasza Adamczyka. Był bardzo chętny do wspomnień. Głównym węzłem tej wąskotorówki było Sompolno, natomiast Koło stanowiło jedynie punkt na trasie Sompolińskiej Kolei Dojazdowej. Już w 1914 roku uruchomiono pierwsze połączenia kolejki do Koła i Dąbia. W okresie międzywojennym naczelnikiem kolejki był Wojciech Dmochowski.
„Ciuchcia” służyła wszystkim – jeżdżono nią do pracy, do szkół, na wesela i różne uroczystości. Zaopatrywała mieszkańców w niemal wszystko. Koło i Chełmno znajdowały się w jej najbliższym zasięgu. W Kole zbiegały się dwie szerokości torów: 75 cm i 60 cm. Węzeł kolski zatrudniał 11 pracowników, natomiast w Sompolnie – 34.
W pierwszych latach po wojnie zawiadowcą stacji w Kole był Czesław Macioszek, a zwrotniczym – Czesław Szymański. Linię do Dąbia, zanim została rozebrana w 1967 roku, obsługiwali m.in.: Andrzej Kaczmarek, Wincenty Sadowski, Sławomir Nowicki, Stefan Andrzejczak oraz Kubiak (imię nieznane). Toromistrzem w Kole od 1957 roku aż do przejścia na emeryturę w 1974 roku był Andrzej Kaczmarek. Miałem okazję porozmawiać z nim w 1992 roku – miał wówczas 79 lat i mimo podeszłego wieku i problemów zdrowotnych wyraźnie się ożywił, gdy poprosiłem go o wspomnienia z czasów „Ciuchci”, z której niegdyś wszyscy żartowali.
Toromistrz wspominał także bolesny fakt – w czasie okupacji Niemcy wykorzystywali wąskotorówkę do transportu ludzi do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem. Zabytkowy parowóz, zwany „Czajnikiem”, został sprzedany do USA na przełomie lat 60. i 70. Zastąpiła go lokomotywa spalinowa. Sama „Ciuchcia” przestała istnieć kilkanaście lat temu.
W latach 60., gdy autobusy PKS jeździły bardzo rzadko, my – chłopaki z Kolskiej Starówki – wyruszaliśmy „Ciuchcią” na spotkania z dziewczynami i na zabawy taneczne do remiz OSP w Powierciu, Chełmnie, Rzuchowie, a nawet do samego Dąbia. W kierunku Sompolna jeździliśmy do Osieka Wielkiego i Dębów Szlacheckich. Nigdy nas nie zawiodła – nawet zimą, gdy zasypane śniegiem drogi były nieprzejezdne.
Przejażdżka „Ciuchcią”, podobnie jak podróż kolską dorożką, była dawniej sposobem na zdobycie przychylności dziewczyny. No cóż – miało się ten gest. A dziś... jest co wspominać.
Foto: archiwalne – Klub LOK „Kolska Starówka”